sobota, 6 lipca 2013

ROZDZIAŁ 4.

- Może zabrzmi to dziwnie.. I mimo, że mam zakaz.. Chciałam zapytać..
- Wybacz, że przerwę, ale kobieta nie powinna o to pytać.
Przyglądałam mu się bacznie jak układał słowa i je do mnie kierował.
- Chcesz być moją dziewczyną ? - zapytał wypuszczając powietrze z ust.
- Na prawdę chcesz być z takim kimś, jak ja?
- Czyli kim? Cudowną, wspaniałą, mądrą dziewczyną ?
- Nie.. Z taką, która ma zakaz na randki.
- Skoro masz zakaz, to co tutaj robisz ze mną? - zaśmiał się.
- Racja - uśmiechnęłam się - Tak.. Chcę być Twoją dziewczyną.
Wtedy Jake przytulił mnie i po raz pierwszy pocałował. Czułam, jakby nikt i nic się teraz nie liczyło. Całowaliśmy się bez opamiętania. Cieszyłam się, że mam dla siebie kogoś tak bliskiego.
Nasza randka na plaży trwała jeszcze ok. 2 - 3 godziny, po czym pojechaliśmy do kina. Miałam jeszcze kilka godzin, za nim musiałam iść do domu. Poszliśmy na jakąś komedię. Ja wzięłam popcorn, a on żelki i Colę. Mieliśmy różne upodobania. Zajęliśmy miejsca w ostatnim rzędzie. Oglądałam film pierwszy raz będąc wtulona w jakiegoś mężczyznę. Aż dziwne, że to byłam ja.. Ok. 23 film się skończył i Jake zawiózł mnie do domu. Stanęliśmy kilka przecznic wcześniej, żeby mój tata nas nie zauważył. Pocałowałam go na dobranoc i wyszłam z auta. Pomachałam mu jeszcze gdy odjeżdżał .
Szłam jak najszybciej, by wrócić do domu na czas. Widziałam światło zapalone światło w domu Justina i usłyszałam otwieranie drzwi. Szybko chwyciłam klamkę i otworzyłam dom. Wbiegłam szybko na górę licząc, że wszyscy już śpią. Niestety.. W pokoju mojego taty zobaczyłam światło i usłyszałam głosy.  Poszłam to sprawdzić. Ujrzałam tam mojego ojca z jakimiś kolesiami.. Na stole leżały pieniądze, jakieś sztabki złota i diamenty. Chciałam tam wejść i zapytać o co chodzi, jednak nie zdążyłam zrobić tego samodzielnie. Facet w czarnej koszuli złapał mnie za ramię i wprowadził do tego pokoju. Mój tata palił cygaro i rozmawiał z tymi mężczyznami, jak gdyby nigdy nic.
- Witaj córeczko. - powiedział z czułością.
- Hej tato, co tutaj się dzieje?! - facet, o którym wspomniałam wcześniej popchnął mnie w ich stronę.
- Nie pchaj jej, Mark! - krzyknął mój tata.
Jeden z kolesi złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie.
- Puść ją! - krzyczał tata.
Po czym mężczyzna poluzował chwyt i się od niego uwolniłam.
- Jesteście niepoważni, wychodzę!
Mark zablokował mi drogę i stanął w przejściu.
- Czego jeszcze ode mnie chcecie?!
- Kate.. - zaczął tata - Musisz wiedzieć, ze to co teraz tutaj zobaczyłaś nie może ujrzeć światła dziennego. Masz mieć buzię na kłódkę. Musisz milczeć, jeżeli chcesz, żebyśmy wszyscy przeżyli. Jeśli komukolwiek o tym powiesz, wszyscy umrzemy. Nie tylko ty i ja, ale też twoja siostra i oni. I każdy kto się o tym dowie!
- Ale tato.. - powiedziałam błagalnie.
- Nie ma żadnego " ale " , milczysz i przeżyjesz. Niedługo Cie w to wdrożę.
- Puść mnie!
Mężczyzna osunął mi się z przejścia, ja zaś pokierowałam się w stronę swojego pokoju. Zasiadłam na łóżko.. I pomyśleć, że oni tu już kiedyś bywali. Ja śpię, a oni tam wyciągają nielegalne towary na stół.. Teraz już wiem, dlaczego mi nigdy niczego nie brakowało. Usiadłam na parapecie i zaczęłam wszystko opowiadać mamie kierując słowa w stronę nieba:
- Mamo.. Nie spodziewałam się, że tata jest zdolny do czegoś takiego. Gdybyś tutaj była, pewnie nic takiego by się nie wydarzyło. Dlaczego Cię tu ze mną nie ma?! Dlaczego?! Mamo.. - wtedy z moich oczu spłynęły słone łzy na policzki.
Zamknęłam drzwi od swojego pokoju na klucz i położyłam się na łóżko, nie wiem kiedy usnęłam. Obudziłam się około 9, na szczęście miałam do szkoły dopiero na 10:30. Zeszłam na dół, na śniadanie. Mojego taty już nie było, może to i dobrze.. Nie miałam najmniejszej ochoty, żeby go widzieć. Musiałam milczeć..
Poszłam na górę wyszykować się. Podmalowałam się lekko i założyłam luźniejsze ciuchy. Włożyłam książki do torby i wyszłam z domu. Kierowałam się w stronę szkoły. Miałam nadzieję, że nie spotkam ani Justina, ani jego dziewczyny. Na szczęście los mnie oszczędził i doszłam do szkoły sama. Jeszcze przy wejściu spotkałam Casie i Ashley. Powiedziałam im, że dzisiaj pani odda sprawdziany, oczywiście, życzyły mi powodzenia. Weszłam do sali historycznej, gdzie zjawił się również Justin, jego dziewczyna, a za nimi nauczycielka.
- Bieber, pierwszy raz na czas.. - powiedziała z ironią w głosie.
- Niech pani zaczyna lekcje, nie czas na drwiny.
- Czyżbyś pierwszy raz odniósł się do mnie z szacunkiem?
Justin zamilkł i odwrócił się w stronę swojej partnerki. Nawet nie śmiałam spojrzeć na nich przez całą lekcję w obawie, że ona znowu sobie coś ubzdura i nie będę mogła oddychać..
Nauczycielka zaczęła radośnie, że ma dla nas testy. Złapałam się za głowę obawiając się wyniku, w końcu to 50% rocznej oceny. Gdy wyczytała moje nazwisko - moje serce zamarło. Na skórze pojawiła się gęsia skórka, czułam jak moje gardło staje się suche. Po czym nauczycielka dodała:
- Gratuluję, 5 + - powiedziała z serdecznością w głosie.
- Uff, dziękuję - odetchnęłam.
Wyciągnęłam z torebki telefon i wysłałam najbliższym mi osobom SMS'a z tą informacją. Po chwili mój telefon zaczął wibrować. Co chwila dostawałam SMS'a od Jake'a, Casie, Ashley, taty z gratulacjami. Nie było to dla nich duże zaskoczenie, zawsze dostawałam dobre oceny.. Gdy pani zajęła się oddawaniem testów innym uczniom, ja zaczęłam rozglądać się po sali. Przez okno zobaczyłam moją siostrę w lekkim szoku. Widziałam, jak kołysała się na nogach z papierosem w ustach i butami w dłoni. Wiedziałam, że sama nie da sobie rady dojść do domu. Była strasznie blada, poobijana i miała siniaki na nogach. Reszty ciała nie widziałam, jak zwykle miała ubraną skórę, biały top i krótkie spodenki. Wahałam się do tego czy wyjść i jej pomóc, ale musiałam coś zrobić. Postanowiłam być dobrą siostrą. Wyszłam z sali niezauważalnie przez nauczyciela i pobiegłam do niej. Zaprowadziłam ją w zacienione miejsce i zadzwoniłam po Ashley.
- Mogłabyś przyjść do ogródka i mi pomóc? - spytałam.
- Teraz? Kate mam lekcję!
- Tak wiem, ale Vanessa potrzebuje pomocy. Zawieziesz ją na pogotowie?
- Okej.. 5 min i jestem.
Czekałam z siostrą na Ash. Vanessa nie za dobrze się czuła, bardzo dużo wymiotowała. Czuć było od niej cygaro i alkohol. Za chwilę zauważyłam koleżankę, pomogłam jej wpakować Van do samochodu. Zawiozłyśmy ją na pogotowie. Od razu zadzwoniłam do taty mówiąc o całym zajściu. Minęło 10 minut i był na miejscu..
Widziałam jak złość go przeszywała. Jak jego skóra czerwieniała, a oczy bielały. Starałam się go uspokoić, ale na marne. Nie chciał mnie nawet słuchać. Co chwile tylko odbierał telefony, a potem odkładał je ze złością.
- Niech no ta dziewucha się tylko obudzi. - dodał.
- Tato.. Sam powiedziałeś, że jest dorosła.
- To wciąż moje dziecko, mogę na nią nakrzyczeć.
- To nic nie da. - powiedziałam spowolnionym głosem.
- Zobaczymy, czy nic nie da, jak ją wyrzucę z domu..
Stanęłam zdziwiona na szpitalnym holu i dziwiłam się słowom, które mój tata przed chwilą wypowiedział.
- Nie zrobisz tego. - dodałam.

DOPISZE POTEM...









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz